Archiwum IEiAK UJ - wywiad 4465


[bajka dydaktyczna] Dawno temu... w 1977 roku na polsko-czesko-słowackim marginesie mapy wylądowała grupa studentów Katedry Etnografii Słowian Uniwersytetu Jagiellońskiego. Cztery dekady później, gdy owoce ich pracy spożywał kolejny rocznik adeptów etnologii, dałem się ponieść anarchicznej mocy sceptycyzmu i własny wykład wykoleiłem eksplozją mieszanki pytań. Czy kwestionariusz, jakim dysponowali młodzi badacze, pozwoliłby uchwycić wszystkie drgnienia sieci sensów, która opisywała ten skrawek świata? Dlaczego w istocie informatorka zadowolona jest z lokalizacji zagrody? W przytoczonym uzasadnieniu wspomina o pobliskim lesie jako źródle grzybów i jagód, ale pragmatyczny punkt odniesienia pozostaje niewypowiedziany. W oparciu o kopię jednej strony wywiadu nie mogliśmy budować wartościowej hipotezy, stąd zaproszenie do gry: wyobraźmy sobie, że trafiamy na identyczny argument w kolejnych wywiadach – informatorzy (odsetek rzetelny, domagający się wnikliwszego oglądu), gdy przychodzi mówić o zaletach miejsca zamieszkania, wymieniają obfitość grzybów, dziko rosnących jagód, poziomek i malin, chwalą również niektórzy walory smakowe darów natury. Studenci nie zaprotestowali, mogliśmy eksperymentować, licząc na kilka prowizorycznych wniosków i obietnicę jakiegoś „odkrycia”. Uzgodniliśmy najpierw, że kto chciałby z czystym sumieniem zamknąć sprawę stemplem upodobań czy nawyków kulinarnych, musi przede wszystkim rozpoznać kontekst i źródło preferencji, by nie przegapić zjawisk przekraczających fizjologię podniebienia – smakiem odrębnym kuchnię niejednej wspólnoty naznaczyły przecież religia i mit. Na poziomie ściśle doczesnych narracji trzeba było natomiast zmierzyć się z przypuszczeniem, iż zbieranie i sprzedaż owoców runa leśnego to składnik lokalnej ekonomii zbudowanej na bardzo nieurodzajnych glebach. Czy taka metoda łatania domowych budżetów budziłaby wstyd uzasadniający odruchowe przemilczenia w rozmowie z etnografem? Niewykluczone, ale każda działalność biznesowa jako czasochłonna kombinacja okoliczności, wiedzy i wyposażenia powinna znaleźć choćby pośrednie odzwierciedlenie w materiale. Łatwiej byłoby spekulować, gdybyśmy (to przykład obniżania oczekiwań) dysponowali przynajmniej wzmianką o drodze wojewódzkiej, na której poboczu mógłby rozkwitać pokątny handel – mimo iż to zjawisko w szerokim zakresie odnotowano znacznie później, gdy leśnymi odcinkami szos zawładnęły kobiety lekkich obyczajów do spółki z praktykującą zbieractwo biedotą.

[uwagi po spóźnionej kwerendzie] Wiem teraz coś pewniejszego o podstawach egzystencji cieszyńskich górali. Upadek pasterstwa, słabe gleby i wysoki wskaźnik zalesienia tworzyły system niekorzystnych warunków bytowych – uprawa ziemi nie wystarczyła, by wyżywić niewielką nawet populację. W tym stanie rzeczy pozarolnicze źródła dochodów nabierały kluczowego znaczenia dla mieszkańców Istebnej – nie było im obce ani rzemiosło, ani zatrudnienie w leśnictwie, budownictwie, przemyśle czy transporcie. Przyjmowali też chętnie letników i mogę sobie wyobrazić omaszczone śmietaną naleśniki z borówkami jako część wypoczynkowej oferty – w pracy dyplomowej z roku 1973 znalazłem bowiem informację o sprzedaży turystom nadwyżek nabiału z własnych gospodarstw (niestety, w tej kwestii autorka poskąpiła detali). Czy zatem istotnie możliwości zakupu owoców ograniczały się do pensjonatów? Śmiem wątpić. „[W lasach] najwięcej [jest] czarnych borówek, które odwożą na targ” – stwierdziła w pracy złożonej w roku 1955 Zofia Szromba, której ustalenia uznaje się za wiarygodne i rozstrzygające. W publikacji z roku 1978 umieściła z kolei fotografię wozu pełniącego funkcję mobilnego straganu i opisała instytucję skupywaczy-pośredników. Indywidualna wędrówka na jarmark budziła czasem mieszane uczucia, co uzasadnia intuicję, że handel mógłby być przemilczany jako postępek desperacki i świadczący o niskim statusie. Nacisk władz po II wojnie światowej na rozwój spółdzielczych punktów skupu był tutaj dodatkową zmienną.

[głos pozornie odrębny] Niezależnie od powyższych uwag, które zasadniczo pozwalają zamknąć dyskusję, chciałbym odnotować wypowiedzi dwóch uczestniczek praktyk z roku 1977 (rozmawialiśmy w grudniu 2018 roku). Etnografki nie pamiętają komercyjnej eksploatacji dziko rosnących roślin i w realiach ówczesnych niewielkie dla niej widzą uzasadnienie, sceptycznie oceniając perspektywy oraz sensowność osobistego zbytu drobnych produktów w znacznie oddalonych miejscowościach – Wiśle i Cieszynie. Najprostszym wyjaśnieniem różnic w obserwacjach jest rozwój ruchu letniskowego, turystycznego i sanatoryjnego, który prawdopodobnie wyeliminował w końcu potrzebę szukania nabywców poza Istebną, co byłoby zgodne z tendencjami zaobserwowanymi wcześniej przez Szrombę-Rysową.

[krzepiąca puenta] Wbrew utrudnieniom, wątpliwościom i niekompletnym przypuszczeniom, które musiały starczyć za cały profit z zabawy, znalazłem powód do zadowolenia. Studenci wykazali się wyobraźnią, w dodatku dozowaną ostrożnie i metodycznie. Rozważywszy zakres dostępnych danych, sformułowali alternatywny program badawczy bez zmyślania ekstrawaganckich przesłanek. Proponowanym punktem wyjścia była analiza materiału pod kątem śladów wcześniejszych historycznie założeń przestrzennych. Przypomnieli więc mimochodem postulat Józefa Burszty, by dzieje wsi czytać w szczegółach pejzażu – miedzach, drogach, pasmach pól, układzie zagród.

[literatura] Burszta Józef, Od osady słowiańskiej do wsi współczesnej: o tworzeniu się krajobrazu osadniczego ziem polskich i rozplanowań wsi, Wrocław, 1958 | Gniot Mariola, Zatrudnienie pozarolnicze rodzin chłopskich we wsi Istebna w powiecie cieszyńskim, Kraków, 1973 (praca magisterska, Archiwum IEiAK UJ) | Szromba Zofia, Pożywienie ludności wiejskiej wsi rolniczej i pasterskiej w powiecie cieszyńskim w końcu ubiegłego wieku i połowie bieżącego, Kraków 1955 (praca magisterska, Archiwum IEiAK UJ) | Szromba-Rysowa Zofia, Pożywienie ludności wiejskiej na Śląsku, Wrocław-Kraków, 1978