[w trakcie...]
Heretyckie poglądy na warsztat badawczy?
Studiując w Krakowie na przełomie wieków zasadniczy zestaw metodologicznych skrzywień hodowało się na kursach profesora Czesława Robotyckiego i profesora Janusza Goćkowskiego. Niewątpliwie im zawdzięczam przekonanie, że etnologia jest intelektualnym kłusownictwem, które wymaga podejrzliwości i poczucia humoru.
Na to w prawie łowieckim chyba jest paragraf?
Całkiem srogi – do pięciu lat ula. Nie sposób zaprzeczać, że w tekście programowym profesor Robotycki użył odmiennej metafory – swoją postawę badawczą opisał jako „grasowanie” po marginesach dyscyplin wiedzy[1]. „Kłusownictwo”, jak sądzę, pamiętam z wykładów.
Zastanawiający pakiet narzędzi. Podejrzliwość jest oczywista, ale poczucie humoru?
To wina wywrotowego potencjału etnologii, skutek uboczny prób podglądania rewersu rzeczywistości – zakurzonych rusztowań, na których zawiesiliśmy gwiazdy, drabinek dla obsługi i lufcików inspekcyjnych termojądrowego paleniska.
Jak przetrząsanie schowka na szczotki i trutkę.
A jeśli to jedyny sposób, by zrekonstruować mapę obcego nieba? Zwłaszcza taką, w której myszy wygryzły już własne ścieżki.
Czemu w ogóle etnologia, gdy przykład otoczenia, część zainteresowań i wykształcenie popychają człowieka bardziej zdecydowanie ku naukom przyrodniczym?
Pierwsze podejrzenie: wczesna lektura Chłopów Władysława Reymonta. Zanim przyszło mi do głowy szukać interpretacji u literaturoznawców, zanim pomyślałem, by się prób zrozumienia książki podejmować na własną rękę, sama materia tekstu, napisanego językiem gęstym i w sposób nieoczywisty zabawnym, rozlała się po zakamarkach pamięci, by podstępnie fermentować. Osobliwe dla młodego i nieobytego ucha fragmenty dialogów miały walor nie mniejszy niż najcelniejsze kwestie bohaterów filmowych opowieści Quentina Tarantino.
[1] Czesław Robotycki, Etnografia wobec kultury współczesnej, Kraków, 1992, ISBN 83-233-0542-0.
Heretyckie poglądy na warsztat badawczy?
Studiując w Krakowie na przełomie wieków zasadniczy zestaw metodologicznych skrzywień hodowało się na kursach profesora Czesława Robotyckiego i profesora Janusza Goćkowskiego. Niewątpliwie im zawdzięczam przekonanie, że etnologia jest intelektualnym kłusownictwem, które wymaga podejrzliwości i poczucia humoru.
Na to w prawie łowieckim chyba jest paragraf?
Całkiem srogi – do pięciu lat ula. Nie sposób zaprzeczać, że w tekście programowym profesor Robotycki użył odmiennej metafory – swoją postawę badawczą opisał jako „grasowanie” po marginesach dyscyplin wiedzy[1]. „Kłusownictwo”, jak sądzę, pamiętam z wykładów.
Zastanawiający pakiet narzędzi. Podejrzliwość jest oczywista, ale poczucie humoru?
To wina wywrotowego potencjału etnologii, skutek uboczny prób podglądania rewersu rzeczywistości – zakurzonych rusztowań, na których zawiesiliśmy gwiazdy, drabinek dla obsługi i lufcików inspekcyjnych termojądrowego paleniska.
Jak przetrząsanie schowka na szczotki i trutkę.
A jeśli to jedyny sposób, by zrekonstruować mapę obcego nieba? Zwłaszcza taką, w której myszy wygryzły już własne ścieżki.
Czemu w ogóle etnologia, gdy przykład otoczenia, część zainteresowań i wykształcenie popychają człowieka bardziej zdecydowanie ku naukom przyrodniczym?
Pierwsze podejrzenie: wczesna lektura Chłopów Władysława Reymonta. Zanim przyszło mi do głowy szukać interpretacji u literaturoznawców, zanim pomyślałem, by się prób zrozumienia książki podejmować na własną rękę, sama materia tekstu, napisanego językiem gęstym i w sposób nieoczywisty zabawnym, rozlała się po zakamarkach pamięci, by podstępnie fermentować. Osobliwe dla młodego i nieobytego ucha fragmenty dialogów miały walor nie mniejszy niż najcelniejsze kwestie bohaterów filmowych opowieści Quentina Tarantino.
[1] Czesław Robotycki, Etnografia wobec kultury współczesnej, Kraków, 1992, ISBN 83-233-0542-0.