Wpływ satelitów na pogodę i folklor [ze zbiorów Archiwum IEiAK UJ]

Kto kojarzy satelity sterujące pogodą z fantastycznych kronik Diuny autorstwa Franka Herberta, ten mógłby zostać zwiedziony na manowce tytułem. Przejdźmy zatem szybko do rzeczy, by naprostować nieporozumienie.
 
W latach pięćdziesiątych XX wieku mieszkańcy Istebnej należący do pokolenia urodzonego przed rokiem 1920 zaczęli rezygnować z samodzielnego przewidywania pogody na rzecz prognoz podawanych przez państwowe rozgłośnie radiowe. W obrębie obrzędowości dorocznej przekłada się to na porzucenie zwyczaju bożonarodzeniowych wróżb, które porządkowały nadchodzący rok, projektując przyszłą pogodę. Narzędzi manipulacji dostarczał rytuał, dzięki niemu przynajmniej w ogólnym zarysie warunki klimatyczne w najbliższym cyklu pór roku miały poddać się władzy człowieka. Tej praktyki jednak dość definitywnie w krótkim przedziale czasu zaniechano. Co faktycznie leżało u podstaw tej zmiany? Wiemy, że zanika w tym okresie zaufanie do własnych metod obserwacji i przewidywania. Wbrew prozaicznie racjonalizującym oczekiwaniom znajduje to uzasadnienie niekoniecznie w prostym przeniesieniu tegoż zaufania na bardziej wiarygodne źródło wiedzy. Badaczka z Katedry Etnografii Słowian UJ uchwyciła bowiem mocny ślad przekonania, że ekspansja technologii zachwiała stabilnością przyrody, więc prognozowanie jej zachowania przejawiającego się pod postacią pogody może zwyczajnie tracić sens. Wedle zanotowanej w terenie w roku 1971 wypowiedzi: „Dawni się sprawdzało, a teraz ni. Nie sprawdza się, bo atmosfera rozbita. Inne czasy jak dawniej. Dawni jak miał być deszcz, to była chmura, a teroz ni ma chmury i pado.” Proszę zwrócić uwagę na sformułowanie „rozbita atmosfera”. Natura mocno musiała odczuć tę nową formę ludzkiej ingerencji, skoro przestaje działać najbardziej oczywista przyczynowość i deszcz pada z bezchmurnego nieba. Na szczęście kolejny informator z odmiennej perspektywy przedstawił niezwykły problem, wskazując również jego głębokie przyczyny: „Od starych ludzi się słyszało, że downi to tylko tak wiedzieli pogode. To była prawdo. Teroz to sie nic nie zgodzo, bo satelity rozbijajo chmury.” Niestety, w dostępnych fragmentach materiału nie znajduję solidnych podstaw dla dalszych analiz i eksploracji. Wszelako narzuca się jedno ważne uzupełnienie – krytyczna lektura powyższych wypowiedzi powinna uwzględnić fakt, iż w okresie zimnej wojny kontekstem myślenia o nowoczesnych technologiach bywało poczucie realnego zagrożenia atomową zagładą. Tym tropem nie podążę, ponieważ nie zdołam sensownie zważyć wpływu medialnej i propagandowej obróbki, jakiej poddano cytowanych przeze mnie przedstawicieli istebniańskiej społeczności.
 
Dla zrównoważenia ponurego tonu puenty chciałbym przypomnieć humorystycznie sformułowane w powieści Konopielka założenia ludowego światopoglądu – wędrowny dziad-mędrzec przestrzega bohaterów, że bezkompromisowe ulepszanie świata, także w zakresie techniki, w końcu wywróci go na nice: „Chłop z chłopem spać będzie, baba z babo, wilki latać, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, zajdzie na wschodzie!” W Taplarach ryzykowną innowacją była zwyczajna kosa – rozważając wpływ sputnika, zaczynam się niepokoić. Czy wilki i bociany wciąż zachowują się przewidywalnie?
 
**
 
Cytaty z wypowiedzi mieszkańców Istebnej przytaczam za: Paluchowska-Targońska, Anna; Zanik funkcji zwyczajów dorocznych na przykładzie okresu Bożego Narodzenia w Istebnej na przestrzeni XX wieku; praca magisterska; Katedra Etnografii Słowian Uniwersytetu Jagiellońskiego; Kraków; 1972; Archiwum IEiAK UJ; numer inwentarzowy 104
 
Redliński, Edward; Konopielka; Warszawa; 1979