Na co kurze koszyk?

Drobny i ciemnoskóry, na zdezelowanym motocyklu, w żywym obłoku pierza. [Niezamierzone haiku, nie liczcie sylab, zgadza się struktura, nie – buchalteria.] W Kambodży podobne scenki oferowane są podróżnikom dwojako. Rzadziej: na drodze, w upale i kurzu niezaprzeczalnych faktów. Częściej natomiast w opowieściach przewodników, podpierających się świadectwem internetowych serwisów fotograficznych – najpowszechniej wykorzystywanej biblioteki egzotycznych fantazji i wzorca post factum przykładanego przez turystów do zrealizowanych marzeń. Oczywiście, w Indochinach każdy towar, który daje się skutecznie przytroczyć do jednośladu, może odbyć wyboistą podróż. Łatwo też odnieść wrażenie, iż granic ładowności wehikułu nie wyznacza technika, ale doraźna handlowa konieczność. Drób nie jest wyjątkiem, zapytajcie Google’a: Cambodia motorbike chicken ENTER... Wyszukiwarki potrafią jednak zwodzić nieuważnych – szybciej wyszperamy desperata wiozącego maleńką Hondą stado domowego ptactwa niż pospolity na tym samym terenie przenośny wybieg, z jakiego korzystają między innymi hodowcy kogutów trenowanych do walki. Dlatego tym razem zrezygnujcie z pośrednictwa anonimowych algorytmów, mam pod ręką stosowne ujęcie.