Godzilla tupnęła

Muzykę metalową kojarzycie z hałasem czy głuchą pustką? Ćwierć wieku temu katowicki Spodek oderwał się od Ziemi napędzany wysokooktanową wściekłością zespołu Sepultura, ale jeszcze dziś z uporem powraca do mnie wspomnienie, że najintensywniejszym momentem koncertu była eksplozja absolutnej ciszy i huragan białego światła, który runął na widownię w finale kompozycji Biotech is Godzilla. Wiele lat później natknąłem się bowiem na dziwne i samo w sobie kompletnie niezrozumiałe graffiti. Nie mogłem jednak powstrzymać uśmiechu. Czymże był ów szablonowy rysuneczek przedstawiający dwunożnego dinozaura złapanego w snop świateł przez latający talerz obcej cywilizacji? Dla mnie – niemądrym skrótem tamtego odległego doświadczenia jedności z rozkołysanym tłumem. Materie wspomnień i skojarzeń plotą się czasem w bezwstydnie niedorzeczne supły. Poczułem to niepokojące mrowienie za uszami – jakby głowa przemieniła się w odbezpieczony granat, by po dwóch uderzeniach serca eksplodować pomieszanymi asocjacjami. Przypomniałem sobie oślepiającą biel i brutalny akcent ostatniej nuty, mimo że ta zdążyła już dawno wybrzmieć. Wróciło na moment doświadczenie pełni podzielanej kiedyś z rówieśnikami. Nie potrafię zrozumieć tego dreszczu rozkosznego rozpoznania, ale gdy patrzę z perspektywy, zdumiewa mnie w podobnych momentach żywość pamięci i jej skuteczność jako machiny metafor. Choćby nawet kiepsko wyregulowanej.