Gwardia na wakacjach

Kraków, ul. Jagiellońska, 2014

U schyłku XX wieku nietrudno było znaleźć na murach polskich miast wykonane farbą napisy poświadczające dobitnie i krótko „tu byłem”. Pamiętam, że w Krakowie pojawiał się również ich prześmiewczy wariant podpisywany nazwiskiem znanego obieżyświata i wszędobylskiego popularyzatora egzotyki - Tony’ego Halika. Dzięki podobnemu mechanizmowi, a wbrew faktycznie osiadłemu trybowi życia, zawrotną karierę „nomady” robił w zbliżonym okresie Józef Tkaczuk, którego imieniem, według ustaleń folklorysty Rocha Sulimy, naznaczyć miano wieżę Eiffla, operę w Sydney i piramidę Cheopsa.* Większość ówczesnych inskrypcji zniknęła już zapewne za sprawą starannej pracy czasu i dozorców, zaś rozwój techniki druku cyfrowego poszerzył arsenał środków i zmodyfikował obyczaje, upowszechniając nowy nośnik treści (materialnie znacznie bardziej nietrwały) - vlepkę. Korzystając z tegoż nadzwyczaj poręcznego medium, w roku 2014 ślad swoich wakacyjnych wojaży pozostawili w Krakowie emisariusze klubu sportowego Gwardia Koszalin. Niestety, ponieważ Sieć nie dostarcza łatwej wiedzy o stosunkach („zgodach, kosach, układach”), jakie łączą ich z lokalnymi środowiskami stadionowej braci, nie potrafię zgadnąć, czy był to akt symbolicznej inwazji, czy może pozostałość święta, podczas którego kibicie pospołu przemierzali miasto. Niezależnie jednak od intencji tym razem narzędzie radosnego wandalizmu mogło nawet ucieszyć oko przechodnia zmęczonego niedostatkami letniej aury.

* Roch Sulima, Antropologia codzienności, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2000, ISBN 83-233-1339-3, strony 53-91.