Przystosowania: co chcemy zobaczyć, co potrafią nam pokazać

Autochton potraktował mnie zgodnie z powszednim turystycznym protokołem i chyba przez mgnienie oka poczułem się dotknięty, a przecież postąpił całkiem słusznie i miał wszelkie ku temu przesłanki. Przede wszystkim: nie pomylił się zasadniczo, jeżeli uczciwie rozważymy intencje – w środku zimy 2015 roku zapragnąłem pogody gwarantującej opaleniznę, a pretekstu dostarczyły zabytki khmerskiego imperium. Typowy dla strefy klimatów zwrotnikowych ekosystem oznaczał jednak, że w pakiecie przyrodniczych atrakcji oczekiwać należy niepokojących nadwyżek. Spośród nich bez wątpienia zapadł mi w pamięć pająk, z którym podczas wycieczki na przedmieścia Batdambang zawarłem przelotną znajomość. Matowo-złoty stawonóg zmieściłby się na mojej dłoni wygodnie, bo krótki głowotułów i lekki wrzecionowaty odwłok napędzane były odnóżami o rozpiętości nie większej niż kilkanaście centymetrów. Czy to dużo? Kwestia perspektywy. I to dosłownie, skoro zmaterializował się tuż za moim uchem, gdy maszynista znienacka zatrzymał nasz wehikuł, by dokonać formalnej prezentacji. Mogłaby się wydawać zaskakującą ta zdolność – z platformy mknącej niespokojnie po koślawych torach dojrzeć zawieszonego w bujnej roślinności dyskretnie ubarwionego chudzielca na patykowatych odnóżach, który zdecydowanie nie zabiegał o uwagę. Łatwiej to zaakceptować, przyjąwszy, iż jedynie wyraziściej niż zazwyczaj ujawniły się odmienne od europejskich przystosowania: zdolność „czytania” dżungli i rozeznanie w oczekiwaniach cudzoziemców głodnych rozrywki. Doraźnie problematyczną z mojego punktu widzenia okazała się ta druga adaptacja. Czy turysta skonfrontowany z egzotyczną fauną i florą faktycznie pożąda podobnych przyjemności? Czy czułby się zawiedziony lub nawet oszukany, nie otrzymawszy szansy na spotkanie, o jakim piszę? Czy doceniłby po wyrównaniu tętna ten dreszcz ostrzegawczego odruchu? Niestety, nie miałem na podorędziu wystarczająco solidnej hipotezy w tym zakresie, a nie chcąc też sprawić zawodu żadnemu z krajowców – pająka sfotografowałem, zaś bystrookiemu przewodnikowi na stacji końcowej wsunąłem w garść one dolar (w Kambodży ten konkretny nominał amerykańskiej waluty zdaje się czasem nazwą oficjalnego środka płatniczego).

Ostatecznie zdecydowałem się nie naruszać prywatności pająka publikowaniem wizerunku, etnografów bardziej zresztą zainteresuje ów dziwny środek lokomocji.