„Krysmus”

Na początku ostatniej dekady XX wieku moja krewna, kobieta wówczas po sześćdziesiątce, mieszkała przez kilkanaście miesięcy w Toronto, zatrudniwszy się w charakterze opiekunki do dzieci i pomocy domowej u rodziny ukraińskich emigrantów. Przed wyjazdem nie pobierała lekcji języka angielskiego i najdogodniejszym narzędziem codziennej komunikacji na początku okazał się rosyjski. Kontakt z poprawnym brzmieniem lokalnego języka miała jednak ograniczony i część nowych słów intuicyjnie przetworzyła. Pokraczny „Krysmus” – zdeformowany Christmas – zabrała później do ojczyzny i konsekwentnie stosowała w relacjach z podróży, by precyzyjnie odróżniać religijną tradycję „prawdziwych Świąt” od sezonowych ataków rozrywkowo-zakupowej manii. Mimochodem podarowała mi poręczny termin do prywatnego leksykonu, choć przypomniałem sobie o nim dopiero po upływie ćwierć wieku, w dodatku znalazłszy się po przeciwnej wobec Kanady stronie globusa.

**

Królestwo Tajlandii. Liczba mieszkańców: 68 milionów, 94% ludności stanowią wyznawcy buddyzmu[1]. Liczba turystów, którzy odwiedzili kraj w roku 2015 wyniosła 30 milionów, co według obszaru pochodzenia dzieliło się z grubsza następująco: 21 milionów – Azja, 7 milionów – Europa i Ameryka, 2 miliony – Oceania, Bliski Wschód, Afryka[2]. Przedmiotem mojego zainteresowania jest wyłącznie druga grupa, którą pozwalam sobie hurtem streścić jako przedstawicieli lub spadkobierców cywilizacji chrześcijańskiej. Jednakże turystów, którzy na koniec roku skwapliwie wykorzystują urlopy, by umknąć europejskiej zimie, nie trapi raczej fakt, że sprzeniewierzają się przy tym kalendarzowi liturgicznemu i tradycjom przodków. Wziąwszy to pod uwagę, powinniśmy postawić pytanie, czy gorliwość lokalnych pracowników przemysłu turystycznego w roztaczaniu świątecznej atmosfery nie jest zabawna, niepotrzebna lub niestosowna. Typowy zestaw zebranych w hotelach migawek zawierałby bowiem styropianowego bałwana przy basenie, sznur kolorowych lampek na palmie betelowej i kelnerki w kusych strojach Śnieżynek. Zwieńczeniem jest wigilijne przyjęcie – tropikalne smakołyki plus anglosaski indyk. Czy tego faktycznie potrzebują znudzeni uciekinierzy? Nie znam odpowiedzi, ale wiem, że w grudniu 2015 roku amerykańska sieć cukiernicza Dunkin’ Donuts nawet w niedużych miasteczkach nad Zatoką Tajlandzką oferowała pączki z podobizną Mikołaja i bożonarodzeniowej choinki tonącej w zaspie białego lukru.

– Krysmus – pomyślałem bezwiednie na ich widok.


[1] The World Factbook, Washington, DC: Central Intelligence Agency, www.cia.gov [2017.01.01]
[2] Statystyki Ministerstwa Turystyki i Sportu Królestwa Tajlandii udostępnione w wersji angielskiej przez serwis www.thaiwebsites.com [2016.12.20]