Żonie, której zawdzięczam (poza wszystkim innym) inspirację, by z radością nadużywać słów.
Zapytałbym, jaki baran zdecydował się przetłumaczyć imię kociego pomocnika Bob'a Budownicz'ego, gubiąc cudowną dziwność oryginału, ale mam ważniejsze ogłoszenie. Otóż trafiłem na dowód, że obaj - Bob i Sardynka - odwiedzili Kraków. W pobliżu ulicy Lea znalazłem na budowlanym ogrodzeniu "wypalony" cień i spuściłem myśl ze smyczy.
Wyjące płomienie palników. Sieci elektrycznych wyładowań. Snopy spawalniczych iskier szurające po chodniku...
"Światło - jest bogiem. Poruszam się w gąszczu przyczyn i skutków. Pojutrze się dowiem co było jutro. Święto - to każdy dzień póki żyję."*
Czyżby reflektory maszyn i pracujące narzędzia zdolne były generować rozbłyski światła brutalnie jak nuklearna eksplozja? Znam ten efekt z fantomów na murach Hiroshimy, ale zaskakującą przyjemność sprawiło mi trafienie w środku Krakowa na ślad podobny i ostatecznie nieco mniej upiorny. Choćby tylko w niewielkiej części dostępnego spektrum skojarzeń.
* Maciej Maleńczuk "Człowiek z wiekiem do trumny"